Naprawa ramy carbonowej

Ten wpis będzie inny niż wszystkie, więc jeśli spodziewasz się testu lub recenzji, to niestety dziś obejdziesz się smakiem. Dzisiaj będzie o karbonie, a właściwie o połamanym karbonie, głuchej rozpaczy, darciu włosów i złorzeczeniu niemieckiemu producentowi. A zupełnie poważnie… Tak, dziś będzie o rowerze.

A czym jest rower dla triathlonisty? Najdroższym z dodatków? Nie. Wyposażeniem treningowym? Nie. Rower, to totem. Namacalny dowód statusu i potencjału jego właściciela. Dzieło sztuki, które ma być idealne. No właśnie. A jak jest rysa? Jest dramat. Jak jest szlif, jest dramat. Co słyszymy od kumpla kiedy zaliczymy przyziemienie? Jak się czujesz? Cały jesteś? O nie! Słyszymy: A rower cały?

Przechodząc jednak do rzeczy, i w dużym skrócie.

Podczas kręcenia zauważyłem, a w zasadzie usłyszałem, skrzypnięcie w ramie, nie przejąłem się jednak za bardzo, ale po skończonym treningu przejrzałem rower – tak dla spokoju ducha. Niestety, na ramie pojawiła się regularna linia, która – po zdjęciu blatów – okazała się pęknięciem. Słabo!

No ale jak? Ciężki nie jestem, do tego teraz na wytopie, no jak?! Ano srak, rama nie wytrzymała, a dlaczego, tego się już nie dowiem. Oczywiście jest jeszcze ostatnia szansa, promyk nadziei – serwis. Tak, rozłożę, zawiozę ramę, niech zbadają, przecież ja wyczulony jestem. Zawiozłem.

Jakie zatem istnieje lekarstwo? Są trzy pigułki: Czerwona. Niebieska. Różowa.

Pigułka czerwona – Próba reklamowania u producenta.

Rozpoczynam poszukiwania paragonu, (rower był sprowadzony z Europy Pierwszej Prędkości – Niemiec) i po przekopaniu wszystkich szafek – JEST! Tylko, że na paragonie data zakupu sprzed 5. lat i 3. miesięcy. Gonię na stronę producenta, a tam, wytłuszczonym drukiem –  gwarancja na ramę 5 lat. Słabo! No ale co, ja nie dam rady?! Używając wszelkich znanych (i nieznanych) technik negocjacyjnych, próśb i zaklęć wysyłam mejla do polskiego przedstawiciela.

Chłopaki kombinują, no ale nie daje rady. Doradzają napisanie do centrali, powinno pomóc. No to piszę w nadziei, że wszystko skończy się dobrze. Wiadomo, niemiecki sprzęt, niemiecka solidność itd. Kilka dni później Adolf przysyła odpowiedź: Funf jare, kajn gwarancja, NEIN! Patrzę w te kilka słów, dla pewności używam translatora – no może coś źle przetłumaczyłem, w końcu nie jest to mój język ojczysty, no ale okazuje się, że język wroga znam całkiem nieźle i wszystko się zgadza. Konsternacja. Zmieszanie. Niedowierzanie. No ale ok., trzy miesiące po gwarancji, mogło się sypnąć niczym toster (też niemieckiego producenta), w końcu to tylko 3000 jurków. Z drugiej strony, jako osoba pracująca w handlu towarem wyżej przetworzonym niż ziemniaki, byłem przekonany, że istnieje coś takiego jak wierność w stosunku do klienta, chęć jego zatrzymania a nawet próba pomocy. Wiecie, może jakiś crash replacment? Zakup ramy w lepszej cenie? A tu nic, w tym temacie echo głośne jak w jaskini Łokietka. Podsumowując, czy kupię jeszcze Haibike’a? Nein!

Pigułka czerwona: Zrób to sam.

Nie da się ukryć, że fachowców w łataniu sprzętu powypadkowego w żadnym innym kraju nie ma tylu, co w Polsce (no może jeszcze Ukraina). U nas nawet spalone BMW, z którego zostanie sama tabliczka znamionowa, dostanie nowe, lepsze życie. Więc co tam taki karbon-srarbon! Odpalam Youtube i szukam tutoriali dot. klejenia karbonu, łatania ram itp. No sporo tego, przy tym każdy zapewnia, że it’s easy, no problem, a niezbędny zestaw do łatania karbonu dostanę o „majfrenda” z Chin za paręnaście baksów.

Poza tym potrzeba już tylko nieco chęci i czasu. Z drugiej strony – wicie, rozumicie – to nie załatanie dziurki w podkładce pod „ajfona”, a łatanie ramy sprzęty, którym na zjeździe osiąga się ok. 100 km/h. A co jeśli podczas takiego zjazdu okaże się, że moja domowa maszyna próżniowa do klejenia warstw karbonu, wykonana z puszki po piwie i reklamówki z Biedry nie dała rady? No na reload bym nie liczył. No i jeszcze lakierowanie. Pozostaje zatem pigułka różowa.

Pigułka różowa: Oddanie sprzętu fachowcom.

Kto znalazł się w podobnej sytuacji pewnie wie, że firm oferujących klejenie karbonu, naprawy uszkodzonego sprzętu itd. znajdziemy przynajmniej kilka – tutaj wyszukiwarka działa całkiem sprawnie. Problem w tym, że rzetelnych informacji i opinii jak na lekarstwo, a poza jednym paszkwilem wysmarowanym przez jakiegoś frustrata, w zasadzie żadnych. Pozostają jeszcze portale, fora i grupy, ale z tym też bywa różnie. Koniec końców wybór padł na polecanego przez znajomych Carbon-Techa. Po pierwsze mogłem zobaczyć jak pracują i co robią (są dość blisko), poza tym widziałem jak załatwili tematy znajomym.

Nie ukrywam, że już po pierwszym kontakcie ekipa Carbon-Tech zaskarbiła sobie moją sympatię. Dzwoni gość, któremu świat się zawalił, połamał się największy skarb, wypieszczona maszyna, codziennie odkurzana, smarowana i głaskana, przedstawia problem, a po drugiej stronie słyszy zapewnienia, że to nic nadzwyczajnego, sprawa wydaje się prosta, zazwyczaj robimy gorsze rzeczy. No i jeszcze kontakt przez profil facebookowy, w zasadzie można zadawać „setki” pytań i na każde dostaniemy odpowiedź.

To teraz trochę teorii

Klejenie ramy składa się z kilku etapów:

  • Usunięcie lakieru i zwiększenie porowatości powierzchni

  • Nałożenie plecionki karbonowej i żywicy

  • Utwardzenie powierzchni oraz lakierowanie

Ile to wszystko trwa? Ile kosztuje?

Czas oczekiwania jest zależny od ilości ram, które wiszą na haku w poczekalni, więc w zależności od ilości pechowców i zakresu naprawy czekamy od dwóch tygodniu do trzech tygodni (wszystko zależy czy i jak wiernie chcemy odtworzyć, np. lakierowanie). Cena, również zależy od zakresu, ja zapłaciłem 300 zł (słownie: trzysta złotych polskich), co przy cenie nowej ramy można uznać za koszt żaden.

A teraz, zamiast rozpływać się nad tym co ekipa Carbon-Techa zrobiła, po prostu pokażę fotki.

 

Podsumowując:

Doceńmy fachowców, tak szybko drożeją (albo jadą do Europy Pierwszej Prędkości). Usługa wykonana pierwszorzędnie i gdyby udało się idealnie oddać kolor lakieru (niebieski), to miejsce uszkodzenia byłoby nie do rozpoznania. Obawy przed wsiadaniem na „łatany” rower? W teorii, pęknięcie może się powtórzyć na ramie, ale nie w miejscu klejonym, które jest wzmocnione, a rama tutaj jest trwalsza niż wychodząc z fabryki. Oczywiście pęknąć może obok. Pozostaje jeszcze świadomość, że jedziemy na sprzęcie „niefabrycznym”, no ale tutaj jak z naprawą samochodu po lekkiej stłuczce. Po chwili się zapomina.

9 Comments

  1. Przeżywałem razem z Tobą. Wykwity pod pachami miałem już po dwóch akapitach. Rzucam lajk na FB i śmigam po fa w kulce…

  2. Hmm dzięki za info. Jeżdżę niby na ramie z dożywotnią gwarancją ale kto wie. Ciekawi mnie tak by wyglądała naprawa bocznej gleby gdzie uderzasz bokiem rury i coż kawał niej Ci się zapada. U Ciebie była rysa, fakt temat do roboty, ale jednak rysa. Ciekawi mnie czy da się poskładać dziury.

    • Kamil, widziałem u chłopaków dziury w ramach jakby ktoś wybił ją młotkiem.
      Wiesz wcześnie zareagowałem, to spory plus bo nic się jeszcze nie oberwało.

      No mam szosowego Treka z dożywotnią gwarancją, też jestem ciekawy czy jak coś się stanie – jak będzie z reklamacją.

      • Nom bo to fajnie brzmi dożywotnia. Wiem, że dożywotnia znaczy pierwszy właściciel…ciekawi mnie czy są inne 'ograniczenia’.

        • Tak, są u Treka ograniczenia – ślicznie i terminowo podbijana karta przeglądów z autoryzowanego serwisu, to na dzień dobry, a i tak robią pod górkę jak mogą i szukają dziury w całym. Koleś ze Stravki tylny trójkąt w Fuel Ex połamał, to mu wynaleźli, że montował inne tarcze i gwary nie uznali.

          Co do Carbon-techa – mają problem z trzymaniem terminów, ale robota faktycznie spoko.

          • w fuelu ex nie wolno było montować z tyłu tarcz 180/185/200/203 tylko 160
            ale to dopiero zrobili w momencie jak masowo pękały na linku tuż przed adapterem do hamulca tarczowego.i co naj śmieszniejsze dotyczyło to wszystkich modeli alu ex 6,9 itd…w późniejszych modelach wydłużyli w spawkę i zaczęli fabrycznie montować 160mm

  3. A co z typowym połamaniem ramy? Też da radę naprawić? Nie mówię o lekkim pęknięciu lakieru i zewnętrznej warstwy tylko zniszczonej ramie z dziurą. Jak to się ma do jej wytrzymałości po jej naprawie, jakaś gwarancja?

    • Tomasz, musisz się skontaktować z chłopakami z Carbontechu – tak naprawdę naprawiałem tam tylko swój sprzęt.
      Póki co na mojej ramie nic nie pęka, a jest jeżdżony ostro 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *